niedziela, 25 października 2009

Krewetkowa przekąska (z zupą w zestawie)





Wczoraj, w dniu wielkiej walki Adamka z Gołotą, postanowiłam zrobić sobie coś specjalnego na bokserską galę. Moją ofiarą padły krewetki, zwane dalej robalami. Wystarczy je tylko zalać wrzątkiem i później podsmażyć, ale ja zazwyczaj przygotowuję z nich dwa dania na raz - rosołek i coś do pochrupania.

  • Czas przygotowania: ok. 15 minut (wyrobiłam się ze wszystkim w przerwie między walkami ;))
  • Porcja dla 2 osób
  • Koszt: Krewetki Black Tiger (Abramczyk) ok. 12 złotych, mix sałat Fit & Easy ok. 3 złotych (opakowanie zazwyczaj starcza na tygodniowe przygotowanie kanapek i ozdobę do tego typu dań ;)), por (ok. 2 złote), czosnek (ok. 2 złote), sos sojowy Kikkoman (polecam ten - pozostałe sosy mają w składzie zazwyczaj e-ileśtam zamiast soi) 150 ml to koszt ok. 15 złotych. Potrzebujecie jeszcze białego pieprzu, oregano, masła i wody. Całkowity koszt nie powinien przekroczyć 25 złotych.

Do garnka z gotujacą sie wodą (ok. 3 szklanek) wrzucamy pokrojony ząbek czosnku i przekrojony wzdłuż na pół kawałek pora (ok 5 cm). Dodajemy sporo białego pieprzu, oregano i sos sojowy (nie solimy - sos jest wystarczajaco słony). Na koniec dorzucamy zamarznięte krewetki i gotujemy wszystko przez max 5 minut. Robale znacznie skurczą się w gotowaniu. Odcedzamy krewetki a powstały rosołek możemy zwyczajnie wypić. Wywar jest bardzo delikatny, dlatego większosć ludzi dodaje do gotowania skrzydełko z kurczaka czy kawałek wołowiny. Osobiście lubię jednak łagodny rybny smak.  

Po wyjęciu krewetek szykujemy stanowisko do smażenia. Na patelnię wrzucamy kawałeczek masła. W tym czasie kroimy pora w krążki (kawałek o długości 5 - 10 cm), 3 ząbki czosnku w plasterki i wszystko wrzucamy na patelnię. Gdy por zmięknie dorzucamy krewetki, dodajemy szczyptę białego pieprzu i króciutko podsmażamy, by nabrały araomatu. 

Rosołek wlewamy do kubków, na talerze wsypujemy listki sałaty, na które wykładamy nasze krewetki z porem i czosnkiem. Przekąska jest gotowa, jednak pozostaje po niej niedosyt... Podczas kolejnych przerw reklamowych konieczne było dorabianie kanapek ;)

Kanapeczki I


Znacie moje zamiłowanie do dań prostych, szybkich i tanich. Na pewno zauważyliście też, że najczęściej zaopatruję się w Biedronce. Przy miesięcznych kosztach lekarstw ciężko pozwolić sobie na burżuazję. Nie znaczy to jednak, że osoby chore powinny odmawiać sobie smacznych i wartościowych posiłków. Jeśli można zaoszczędzić - czemu tego nie robić? Produkty najczęściej wytwarzane są przez znane marki, jednak ich ceny są dużo niższe. Wszystkie podawane przeze mnie ceny są przybliżone - nie wiem jak kształtuja się w innych marketach. Biedronkę mam najbliżej (Lidla też, ale w praktyce wyszło, że ich produkty, poza pomidorami z puszki, są zazwyczaj gorszej jakości) i powiem szczerze, że coraz częściej jestem pozytywnie zaskakiwana... Pojawił się nowy chleb. ŻYTNI! BEZ DROŻDŻY! Przynajmniej producent nie wspomina o nich na etykiecie... ;) Skład prezentuje się następująco: mąka żytnia 580, mąka żytnia razowa, woda, płatki owsiane, płatki żytnie, żyto cięte, maka pszenna 750, słonecznik, siemię lniane, suchy kwas, suchy gluten, mączka słodowa żytnia, mączka sojowa, skrobia ziemniaczana, mąka żytnia palona i sól. Chleb zwie się Janosik i produkowany jest przez zpc Marel. Jak widzicie - w składzie jest mąka pszenna, osobno dodawany gluten i mąka ziemniaczana. Na pewno znacie już swoje organizmy i wiecie, czy na tego typu składniki reagujecie dobrze, czy też do zabawy dołączają wesołe drażetki Nystatyny... 

Chleb testowany był przeze mnie na żywych organizmach (rodzina i znajomi) i chwilowo nikt nie uskarża się na skutki uboczne. Cóż... Chyba warto spróbować. Najlepiej pod postacią kolorowych kanapek.

  • Czas przygotowania: max 5 minut
  • Chlebek wystarczy na pewno na kolację dla 4 głodnych osób
  • Koszt wszystkich składników, które wystarczą na kolejne posiłki to: chleb żytni Janosik ok. 3 złotych, polędwica sopocka (450g) ok. 5 złotych, serek czosnkowy Fresek ok. 1,50 złotego, mix sałat Fit & Easy ok. 3 złotych.

Wyjmujemy chlebek z opakowania, smarujemy serkiem czosnkowym Fresek (osobiście uwielbiam czosnkowy, ale możecie wybrać też ziołowy i pomidorowy - z tyłu etykiety znajdują się całkiem ciekawe przepisy - małe poprawki i będą nadawały się dla boreliozowców :)). Na kanapkach układamy listki sałaty (ja wybrałam Fit & Easy w wersji Party, dostępna jest także wersja bodajże Classic), wszystko przykrywany plasterkiem polędwicy sopockiej z Sokołowa - oczywiście wybór wędlinki pozostawiam Wam :) 

Kanapki te nie są może szczytem kulinarnych możliwości, ale chciałam pokazać, że śniadanie i kolacja nie muszą ograniczać się do pieczywa z wędliną. Wiem, że czasem, gdy w ustach pozostaje wciaż smak antybiotyków, cieżko przełknąć cokolwiek, ale coś kolorowego i pachnącego pobudza nieco apetyt. Mam nadzieję, że, zwłaszcza zimą, poprawi Wam także humor :) 

Smacznego!

piątek, 9 października 2009

Rybna zapiekanka




Obiad pod tytułem "ryba z patelni" jest monotonny i zazwyczaj różni się o kolejnego rybnego dania jedynie surówką. Dlatego często, zamiast tradycyjnego dania obiadowego, serwuję ziemniaczaną zapiekankę z rybką w środku. Nie mylicie się - szpinak też tam będzie!

  • Czas przygotowania: smażenie ryby, gotowanie ziemniaków i przygotowanie szpinaku - ok. 40 minut, Zapiekanie wszystkiego ok. godziny w prodziżu, w piekarniku czas zmienia się wraz z temperaturą,
  • Porcja dla 4 osób,
  • Koszt do 30 złotych (w zależnosci od gatunku ryby)

Do dzisiejszego dania potrzebujemy ziemniaków, ryby, szpinaku mrożonego, małej cukinii, sera mozarelli, czosnku, ziół oraz oleju lub masła do smażenia i wysmarowania naczynia żaroodpornego. Do smażenia ryby przyda sie też jajko i odrobina żytniej mąki.

Zaczynamy od obrania ziemniaków (zazwyczaj do 1 kilograma, zależy od apetytu i wielkości żaroodpornego naczynia); kroimy je w grube plastry i gotujemy. Do wody, w której się gotują dorzucam ząbek czosnku, odrobinę ziół i sól (pamiętajcie, że buliony mają w składzie drożdże!). Równocześnie przygotowuję rybę (zazwyczaj jest to mintaj lub morszczuk - ok. 9 złotych, tradycyjnie w Biedronce, lub sola, która jednak jest droższa. Wybierajcie ryby wilgotne. Nie polecam jednak pangi, ze względu na sposób hodowli - duża ilość antybiotyków, by ryba szybciej rosła). Fileciki obsypujemy ulubionymi ziołami, obtaczamy w rozmąconym jajku i mące żytniej i wrzucamy na patelnię. Gdy skończymy smażenie, a ziemniaki prawdopodobnie będą potrzebowały jeszcze kilka minut, na patelnię z odrobiną oleju lub masła wsypujemy szpikak mrożony (tradycyjnie - najlepszy jest z Biedronki - z okazji rozpoczęcia sezonu mrożonkowego 450g kosztuje ok 2,50 zł. Sprawdziłam wiele szpinaków i tylko z tego nie robi się na patelni mokra mazia). Do szpinaku wkrajamy czosnek, dodajemy zioła i czekamy aż odparuje. Odcedzamy ziemniaki, czekamy chwilę, by nieco przestygły, a w tym czasie kroimy pół małej cukinii. Przygotowujemy żaroodporne naczynie, które smarujemy tłuszczem. Na spodzie układamy plastry ziemniaków ("układamy" to za dużo powiedziane - zazwyczaj wysypuję je z garnka tak, by dosyć szczelnie pokrywały dno naczynia i nieco jego brzegi), posypujemy odrobiną mozarelli, by sie skleiły, to wszystko smarujemy naszym szpinakiem. Kolejną warstwę stanowi ciasno ułożona ryba, którą przykrywamy cukinią. Na to wszystko znów wędrują ziemniaki, które smarujemy szpinakiem, posypujemy resztą sera i próbujemy upchnąć naczynie do prodziża...

W prodziżu wszystko zapieka się około godziny. Naczynia zazwyczaj nie zamykam, ale należy pilnować, by wierzchnia warstwa szpinaku nie wyschła zbyt mocno. Składniki, które nam zostaną, możemy wykorzystać np. na kolację. Zazwyczaj zostaje mi sporo ziemniaków, które możemy odgrzać na patelni uwalniając oporną skrobię (pisałam już o tym przy Zielonej Zupie). Resztki szpinaku i cukinii zazwyczaj wędrują do jajecznicy - spróbujcie!

Wiem, że niektórych kusi, by wszystko polać ketchupem, ale zamiast tego można pozwolić sobie na trochę przecieru lub koncentratu pomidorowego (poczytajcie etykiety, można znaleźć koncentraty bez cukru). Możecie też rozrobić naturalny jogurt z łyżką majonezu, ziołami i czosnkiem - sosik komponuje sie idealnie!


Życzę smacznego i niebawem zbiorę się pewnie, by zrobić zdjęcia kolejnym daniom. Pracuję nad lodami kokosowymi i możecie byc pewni, że przynajmniej tam nie bedzie szpinaku... ;)

czwartek, 24 września 2009

Puszkowy sos do wszystkiego



Zdjecie nr 2 pochodzi z wnętrza garnka ;)

Ten sos przygotowuję, gdy nie mam pomysłów na dania na kolejne dni. Sos pasuje do makaronu (na zdjęciu, zamiast gryczanego, jest zwykły - wybaczcie, ale czasem trzeba zgrzeszyć!), placków ziemniaczanych (taka opcja będzie jutro), gryczanych naleśników czy tortilli. Składniki sosu zależne są zazwyczaj od puszkowej zawartości spiżarni...

  • Czas przygotowania: ok. 30 minut
  • Porcja dla 3 osób na 2 dni (a nawet na 3...)
  • Koszt ok. 25 złotych

W sklepie mięsnym kupujemy ok 0,5 kg mięsa mielonego (jeśli wolimy opcję bardziej mięsną niż warzywną, można kupić więcej). Pędzimy do Biedronki, gdzie nabywamy niezbędne puszki (w zależnosci od upodobania i tolerowanych składników), ja zazwyczaj wybieram (biedronkowe ceny za puszkę to ok 1,50 - 2,50 zł)  groszek, fasolę białą lub czerwoną, kukurydzę, seler krojony (w słoiczku za 1,40 zł), pomidory w puszce (zazwyczaj biorę 2 puszki - jedne w całości, jedne krojone - ok. 2,70 zł). Do dzisiejszego wariantu dodałam też świeżą czerwoną paprykę, całą cebulę, duuużo czosnku, zioła i ćwierć kabaczka (sprawdza się też cukinia). Przyda się też ser mozarella (2,70 zł). Potrzebujemy jeszcze odrobinę oliwy/oleju, patelnię i duży gar.

Na zimny olej wrzucamy poszatkowaną cebulkę i czosnek, gdy się zeszklą dodajemy mielone mięso i przyprawiamy (mój stały zestaw do tego dania to: oregano, zioła prowansalskie, bazylia, estragon, biały pieprz i odrobina słodkiej papryki; praktycznie nie solę). Gdy mięso jest już podsmażone dodaję obie puszki pomidorów (bez odcedzania). Gdy trochę się "rozpartolą" przelewam wszystko do garnka, zostawiając na patelni trochę sosu. Na patelnię wędruje pokrojona papryka, kabaczek, groszek, fasola, kukurydza i seler. Podduszam chwilę i warzywny mix wędruje do dużego garnka z mięsem mielonym. Wszystko podduszam jeszcze przez chwilę i myślę z czym dzisiaj podam tę kolorową mieszankę :)

Powodzenia podczas otwierania puszek! :)


Ziemniorki



Dziś przedstawiam Wam przepis na danie odrobinę bardziej pracochłonne, żeby nie było, że zawsze idę na łatwiznę. Ale taka prawda - jeśli można zrobić coś smacznego szybko i tanio, to czemu tego nie robić? ;)

  • Czas przygotowania: 1 - 1,5h (najdłużej gotują się i stygną ziemniaki)
  • Porcja dla 3 osób (dla baaardzo głodnych 3 osób)
  • Koszt ok 30. złotych (zależnie od użytych produktów)

Potrzebujemy ok. 6 sporej wielkości ziemniaków (wtedy wychodzi po 4 połóweczki ziemniaka na głowę - zaręczam - nie dacie rady zjeść tego na raz!), szpinak świeży lub mrożony (koszt zależny od pory roku), mięso do gyrosa z Biedronki (ok. 8 złotych. Jeśli ktoś nie lubi, bądź nie może tego mocno doprawionego półproduktu, polecam kupic pierś z kurczaka, pokroić w paseczki i podsmażyć na oliwie z ziołami - smaczniejsze i zdrowsze), ser mozarellaczosnek (obowiązkowo!). Do sosu potrzebujemy naturalnego jogurtu (ok. 2 złote), słoika oliwek (od 4 do 8 złotych) czarnych lub zielonych, czosnku, ulubionych ziół i odrobinę majonezu

Do dzieła!

Ziemniaki gotujemy w mundurkach. Po lekkim przestudzeniu obieramy, kroimy na pól i lekko wydrążamy środki, by wyszły łódeczki. Układamy na blasze piekarnika, lub w prodziżu. Czas na nadzienie! W trakcie gotowania ziemniaków możemy przygotować szpinak: świeży odieramy z łodyżek, sparzamy wrzątkiem i podduszamy lekko na patelni (posiekany) z czosnkiem i ziółkami; mrożony wrzucamy na patelnię, dodajemy czosnek i zioła i czekamy aż woda odparuje. Na ziemniaczki nakładamy porcję mięsa do gyrosa/piersi z kurczaka, porcję szpinaku (ile się zmieści ;)), posypujemy startym serem mozarella i wkładamy do piekarnika aż ser się zezłoci. 

W tym czasie robimy sosik: do jogurtu naturalnego dodajemy łyżkę majonezu, aby odrobinę go zagęscić. Do tego wsypujemy pokrojone oliwki, drobno posiekany czosnek i ulubione zioła do smaku. 

Jeśli ziemniaczki są już złociste, przekładamy na talerz, polewamy sosem i zastanawiamy się nad karnetem na siłownię lub fitness ;)

Smacznego! :)


piątek, 11 września 2009

Grecki deser



Czasem dobrze jest nagrodzić samego siebie ;) W ramach urozmaicania diety i smakowej rozpusty proponuję Wam małe szaleństwo! SŁODKI deser! Pyszności!

  • Czas przygotowania: 5 minut
  • Porcja dla 3 osób
  • Koszt ok. 10 złotych

Deserek składa sie z greckiego jogurtu (najlepszy Bakoma, super smak i konsystencja - ok. 1,50), dżemu dla diabetyków - najlepszy porzeczkowy, wiśniowy, lub inny kwaśny (ok. 5 złote) lub deseru owocowego dla dzieci (najbardziej pasuje mi Gerber - jabłuszka z owocami leśnymi, ok.  3 złote), orzechów nerkowca niesolonych (najlepiej kupić w markecie, na wagę, ok. 40 złote za kilogram - spróbujcie jeden przed kupnem - jeśli będzie "śmierdział piwnicą" pewnie cała partia była źle przechowywana i zawilgocona, a to lubią grzyby, więc wybierzcie coś w paczce - niestety wychodzi drożej), gorzkiej czekolady dla diabetyków i płatków sojowych (ostatnio nigdzie nie moge ich dostać - zazwyczaj kupowałam z firmy Orico, ale nawet na stronie juz ich nie mają...). Koszt oczywiscie zależy od ilości zakupionych przez Was produktów. Znacznie zawyżają go orzechy nerkowca, ale są bardzo smaczne i podobno najzdrowsze ze wszystkich (osobiście pochłaniam je kilogramami). Możecie zastąpić je swoimi ulubionymi, lub tańszymi. Możecie dodać też suszoną żurawinę lub aronię, ale ostrożnie - wersje sklepowe poza witaminą C mają dużo cukru - najlepiej ususzyć samemu. 

Produkty układamy warstwami. Najpierw jogurt grecki, później cienka warstwa dżemu lub owocowego musu, na to znów jogurt i tak dalej. Ilosć warstw zależy od apetytu :) na koniec posypujemy wszystko pokruszonymi orzechami, płatkami sojowymi i startą na pyłek czekoladą. 

Wersja na zdjęciu jest "bidna", gdyż były to moje początki eksperymentowania ze słodkościami. Wolałam nie przesadzić, więc wszystkiego jest w ilościach mikroskopijnych. Ale i tak była to miła odmiana :) 

Najsłodszego!

Zielona Zupa


     Na początek - Wybaczcie brak nowych postów. Musiałam naładować akumulatory. Wakacyjny wyjazd dobrze mi zrobił, zwłaszcza, że wynikły nowe sprawy zdrowotne... Dziękuję za wszystkie maile ze słowami wsparcia :) 


Zaczynajmy! Dziś Zielona Zupa, zwana przez moich znajomych "zupą ratujacą życie". Serwuję ją wszystkim chorym, zmęczonym i zdołowanym. Mam nadzieję, że Wam też poprawi humor i wzmocni Wasze siły! Ta zielona bomba witaminowa zawiera wiele błonnika, który nie ma praktycznie kalorii, ale daje na długo poczucie sytości. Książka "Pokonać grzybicę" podaje: Papka pokarmowa przechodzi wolniej przez żołądek i jelito cienkie, substancje odżywcze docierają lepiej do ściany jelita. Nasze dobre bakterie też przepadają za błonnikiem, więc czego chcieć więcej?

W sezonie działkowym możecie wybrać świeżutkie warzywa które lubicie (i które lubi indeks glikemiczny ;)), obowiązkowy jest brokuł, szpinak, czosnek i kalafior. Do tego możecie dodać brukselkę, marchewkę, fasolkę szparagową i świeże zioła. Wersja zimowa jest równie prosta i niezbyt droga, bo biedronkowa ;)

  • Czas przygotowania: warzywa gotujemy do miękkości - w szybkowarze ok 10 min, zwykły garnek - trochę dłużej. Czas wydłużaja oczywiście dodatki do zupy, ale o tym później. 
  • Porcja dla ok. 6 osób (zależy ile moga zjeść ;))
  • Koszt ok. 15 złotych

Wersja zimowa to moje ulubione mrożone mieszanki warzywne z Biedronki. Koniecznie brokuły, szpinak i np. mieszanka wiosenna (lub taka, jaką sami lubicie). Koszt każdej z nich to ok. 5 złotych. W sezonie warzywnym nie ma mrożonek, także nie podam Wam dokładnej ceny. Do tego oczywiście czosnek i zioła (zwłaszcza oregano). 

Mrożonki i zioła wsypujemy do garnka, zalewamy wodą, doprawiamy do smaku i gotujemy, aż warzywa będą miękkie. Warzywka odcedzamy i miksujemy na gładką papkę. Dolewamy wodę, w której wszystko się gotowało, w zadowalającej nas ilości. Zupa powinna być gęsta, dlatego lepiej nie przesadzać z ilością bulionu. Pozostałą jego część możemy wykorzystać do gotowania np. gryczanego makaronu, czy zwyczajnie wypić (u mnie wygrywa zazwyczaj ta druga opcja ;)). Zupa jest gotowa! 

Czas na dodatki! Tu wszystko zależy od naszej fantazji. Zazwyczaj zupkę podaję z małymi pulpecikami i zapiekanką ziemniaczaną z serem mozarella lub grzankami z chleba żytniego posmarowanego masełkiem, czosnkiem, z plasterkiem pomidora, wszystko posypane mozarellą. Zapiekanka ziemniaczana jest prosta - gotujemy ziemniaki tak, by nie były zbyt miękkie i dały pokroić się w grube plastry, chłodzimy je, wkładamy do żaroodpornego naczynia, dodajemy zioła, czosnek, oliwę z oliwek i posypujemy serem - to wszystko zapiekamy w piekarniku/prodziżu.

Spytacie - czemu ziemniaki muszą być schłodzone? Ziemniaki poddane wielokrotnej obróbce termicznej są bardziej "przeciwgrzybicze". Znów fragment ksiażki: "Bakterie, które chronią jelito, a przez to sprzyjają naszemu zdrowiu są wybredne: to, co wielu z nas lubi najbardziej - mięso, wędliny, ryby i ser - nie bardzo im smakuje. Wolą raczej to, co ludzie często odrzucają: rośliny strączkowe, ziemniaki, chleb razowy, zboża i warzywa. Wynika to stąd, że wszystkie te podstawowe środki spożywcze zawieraja głownie skrobię. Dla naszych pożytecznych mieszkańców jelita grubego szczególnie pożyteczna jest tzw. oporna skrobia, czyli skrobia nieulegajaca strawieniu. Naukowcy stwierdzili, że część skrobi w ziemniakach i innych produktach pod wpływem gotowania i schłodzenia zmienia się w taki sposób, że soki trawienne w jelicie cienkim nie są w stanie jej rozszczepić. Cieszy to probiotyczne bakterie jelitowe, gdyż dla nich te niestrawione elementy są prawdziwym przysmakiem."

Zupa nasyci nawet największego głodomora ;) Jest bardzo dobra w stanach przemęczenia, choroby, czy podczas przesilenia jesiennego/wiosennego. W zimie rewelacyjnie poprawia humor samym kolorem. 

Życzę Wam smacznego i zielonego! :)

czwartek, 30 lipca 2009

Łosoś z warzywami


W dniu dzisiejszym skończyły mi się pomysły na dania obiadowe. Poszłam więc na łatwiznę. Danie jest proste, robi je się szybko, jest smaczne i zdrowe, a do tego wygląda "prawie" wykwintnie ;) Każdy boreliozowiec wie, że na leki wydajemy fortunę, jednak należy pamiętać o właściwym odżywianiu. Aby obniżyć koszty wszystkie składniki zakupiłam w Biedronce - są naprawdę wysokiej jakości i jestem z nich zadowolona. Do dzieła!

  • Czas przygotowania: ok. 15 minut (patelnia i mikrofalówka, ale może być też piekarnik)
  • Porcja na 3 osoby
  • Koszt: ok. 14 złotych

Potrzebne "składniki": Łosoś Dziki (dzwonka) - opakowanie 0,5 kg, (zawiera 3 lub 4 dzwonka ryby ze skórą, koszt ok. 10 złotych), Warzywa na Patelnię - opakowanie 0,75 kg (koszt ok 4 złotych). Do tego ulubione przyprawy (zwłaszcza oregano, ze względu na jego przeciwgrzybicze i antybakteryjne działanie), czosnek lub/i imbir (nie ma to jak naturalny antybiotyk!) i odrobina oleju.

Rybę rozmrażamy (tradycyjnie lub w mikrofali). Posypujemy ulubionymi przyprawami i odstawiamy na chwilę. Patelnię nagrzewamy, wlewamy odrobinę oleju. Wrzucamy warzywka, dodajemy do tego czosnek i przyprawy (te same co do rybki, oczywiście modyfikacje wskazane). Przykrywamy pokrywką i wracamy do ryby (pamiętając jednak o mieszaniu naszych warzyw). Rybę przygotowywałam na parze, w specjalnych naczyniach - do dolnej części wlałam odrobinę wody, na to wstawiłam górne naczynie z rybą, przykryłam pokrywką (dolna część to zwykła miseczka, górna zamiast dna ma sitko, aby para wodna z dolnego naczynia przedostawała sie do potrawy). Oczywiście można rybę przygotować w zwykłym talerzu, jednak należy przykryć ją folią spożywczą przeznaczoną do mikrofalówek. Ten sam efekt uzyskamy w piekarniku, zawijajac rybę w folię aluminiową; pamiętać jednak należy o odrobinie masła na wierzch, by nie była zbyt sucha. Ważne, żeby ryba się poddusiła nie tracąc przy tym wilgoci. Dla zwolenników potraw smażonych - można obtoczyć w żytniej mące i przyrządzić na patelni. W mikrofalówce przygotowanie trwa ok. 7 minut. W tym czasie warzywa powinny być już miękkie.

Zestaw warzywny nie bedzie odpowiedni dla każdego. Sami najlepiej wiecie co możecie jeść, by nie prowokować grzyba. Omijać należy kukurydzę i marchewkę. Niektórzy dietetycy twierdzą, że ziemniaki również nie są wskazane. Inni uważają z kolei, iż ziemniaki poddane smażeniu (zwłaszcza kilkakrotnemu - np. odsmażanie ziemniaków z obiadu) uwalniają "dobrą skrobię", która bardzo smakuje naszym jelitowym bakteriom, jest zatem naturalnym prebiotykiem. Wybór warzyw pozostawiam zatem każdemu z osobna.  Nie martwcie się, jeśli na wierzchu łososia pojawi się biały osad - to zwykły tłuszczyk. Przed podaniem możecie skropić rybę odrobiną soku z limonki. I pozostaje juz tylko zasiadać do stołu.

Życzę smacznego :)

poniedziałek, 27 lipca 2009

Dieta - najciekawsze przepisy w sieci

Na jednej z grup dyskusyjnych na Lyme Friends znalazłam ciekawą stronę. Niestety jest ona po angielsku, co dla niektorych może stanowić problem. Będę starała się tłumaczyć najciekawsze przepisy, a jest ich tam sporo. Znajdziecie też szczegółowe tabele indeksów i ładunków glikemicznych, ilości węglowodanów (i ich przyswajania) w poszczególnych produktach, zawartości błonnika oraz ilości kalorii. Szybki link do szczegółowych tabelek - tutaj

Oto stronka: http://lowcarbdiets.about.com/

Jesli macie możliwość, to bardzo polecam ksiazkę "Pokonać grzybicę" - do kupienia w ksiegarniach internetowych. Najtańsza jest na stronce klubu KDC. Jest naprawdę świetnie napisana, zawiera przejrzyste tabelki, porady dotyczące diety, stylu życia, ziół. No i oczywiście przepisy - również na ciasta, ciasteczka desery. 

Niedawno próbowałam robić lody z mleka kokosowego. Muszę jednak udoskonalić przepis, dopiero wtedy podzielę się nim z Wami. Tymczasem polecam jogurt typu greckiego, do tego jagody i maliny (niski indeks glikemiczny), płatki sojowe,  odrobinkę gorzkiej (wiecej niz 70% kakao) czekolady dla diabetyków i orzechy nerkowca - letni deser gotowy! :) 

Suplementy

W antybiotykoterapii bardzo ważne jest wzmocnienie organizmu i dostarczenie mu składników, które ze względu na ograniczoną dietę są spożywane w ograniczonych ilościach. Należy też pobudzić system odpornościowy, by wzmocnił się i samodzielnie zaczął walczyć z borelką. Postaram się przedstawić "kilka", według mnie, najciekawszych propozycji z naszych aptek. Pod linkami znajdują sie preparaty, które testowałam, lub brałam pod uwagę ze względu na korzystną cenę. Poszperajcie w internetowych aptekach, lub popytajcie farmaceutów. Wszystkie linki pochodzą z jednej apteki, gdyż było mi łatwiej wyszukać poszczególne preparaty. Jeśli zaś chodzi o ceny - trzeba się sporo nachodzić, by znaleźć niższe ceny. Czasem warto kupować w kilku aptekach - oszczędnosci mogą wynieść nawet kilkadziesiąt złotych.

Osteoporoza - niestety antybiotyki odwapniają kości. Aby temu zapobiegać należy stosować preparaty wapnia. Osteocaps to preparat z muszli ostryg, zamiast niego można stosować np. chrząstkę rekina. Ciekawym preparatem jest Vilcacora + chrząstka rekina - wychodzi troszkę taniej niż kompletowanie obu preparatów (o vilcacorze będzie mowa przy wzmacnianiu odporności). Znacznie tańszymi odpowiednikami są Osteovis i chociażby Dolomit, który dodatkowo zawiera magnez. 

Odporność - osłabiony organizm nie ma siły sam zwalczać męczących go bakterii. Antybiotyki zwalczają naszych nieproszonych gości w zastępstwie układu odpornościowego. Żeby pobudzić i wzmocnić naturalne siły obronne musimy dostarczyć troszeczkę paliwa. Bardzo dobre efekty przynosi tran w każdej postaci. Osobiście mogę polecić Iskial, który ma postać niewielkich kapsułek, łatwych do połknięcia. Oczywiscie każdy inny tran (zarówno ten do picia, jak i w kapsułkach) będzie dobry. Do tego wspomniana wcześniej przy osteoporozie Vilcacora. Vilcacora + chrząstka rekina jest znacznie tańsza (co niestety nie oznacza, że jest tania), niż kupno samej Vilcacory a do tego preparatu z chrząstki. Można jednak kupić kapsułki z czystej Vilcacory i do tego np. Osteovis, co znacznie obniży koszty.

Świetnym i niedrogim preparatem jest Echinacea, którą można znaleźć też w postaci granulek lub iniekcji w sklepach homeopatycznych lub aptekach. Dobrym preparatem jest sok z owoców Noni. Ma on specyficzny smak, który jednak znika po dodaniu odpowiedniej ilości soku do np. herbaty czy jogurtu naturalnego. Dla smakozy - plecam Noni z żurawiną. Na zagranicznych forach często czytałam o soku z Mangostanu - w Polsce można go kupić tutaj, jednak osobiście nie testowałam, między innymi ze względu na bardzo wysoką cenę. Wskazane jest także zażywanie kwasów Omega 3 i Omega 6 (np. Oeparol i do tego Omega). Można oczywiście kupić oddzielne preparaty, jednak by obniżyć koszty i zmniejszyć ilosć przyjmowanych tabletek, polecam Vitalen, który zawiera oba te kwasy i jest łatwy do połknięcia. Wskazany jest zwłaszcza dla osób z neuroboreliozą. Droższym odpowiednikiem, jednak wzbogaconym w witaminy jest ALAnerv.  Na przewlekłe zmęczenie bardzo dobrze wpływa Koenzym Q-10, warto poszukać w internetowych aptekach, gdyż występuje on w kombinacjach z różnymi witaminami. Należy jednak pamiętac, że jeśli przyjmujemy inne preparaty witaminowe musimy uważać, aby nie przekraczać maksymalnych dziennych dawek. 

Dla miłośników leków naturalnych polecam grzyby Shiitake. Są bardzo smaczne i zdrowe. W internecie można znaleźć grzyby suszone (w sklepach najczęściej zalegają grzyby Mun, które są tańsze, jednak tych powinniśmy unikać w naszej diecie), których cena waha sie od 8 do ok 15 złotych za opakowanie, jaki i zestawy do własnej hodowli. Niektórzy lekarze polecają także grzyby Reishi, jednak tych nigdy nie testowałam.  

Witaminy i minerały - Najczęściej stosowanym preparatem witaminowo-minerałowym jest chyba Centrum. Znacznie tańsztm zamiennikiem dysponuje Biedronka (nie, nie żartuję!) - Vitalsss plus complex to koszt ok 10 złotych za 60 tabletek. Testowałam na sobie - jeszcze żyję ;) W okresie przesilenia wiosennego, ale także jesienią i zimą można stosować witaminę C (oczywiście jeśli zażywamy jakieś zbiorcze witaminy, jak np. Centrum, to należy uważać na maxymalne zalecane spożycie!) - według mnie najlepsza jest Cetebe. Witaminy z grupy B zazwyczaj dołączane są do preparatów magnezowych. Można też kupic sam magnez i do tego witaminy. Świetny jest Magnevit - wchłania się rewelacyjnie i nie powoduje żadnych przykrych dolegliwości. Niestety bardzo trudno wyszperać go w aptekach. Jestem właśnie na etapie poszukiwań i jeśli znajdę aptekę, w której można kupić to cudo, a Wy będziecie zainteresowani, to oczywiście napiszę. Podobno jest dostępny w przyszpitalnej aptece na Banacha w Warszawie. Jesli nie, to można próbować w fabryce. Z dodatkowych preparatów mogę polecić (ale tylko, jesli macie za mały poziom żelaza np. z powodu anemii) Solgar Gentle Iron, który nie daje nieprzyjemnych skutków ubocznych. Pozostałe preparaty z tej firmy są też bardzo dobre. Ceny tych preparatów są nawet "znośne" - 90 tabletek żelaza, czyli zapas na 3 miesiące, to koszt ok. 50 złotych. Preparaty można kupić w niektórych aptekach internetowych. Ja zaopatrywałam sie w Warszawie, w galerii Kliff na ulicy Okopowej  58/72. 

Grzybica - z ziołowych preparatów wspomagających polecam Paraprotex i Candidia Clear. Candidia jest znacznie tańsza i osobiście jestem zadowolona. Pacnie walerianką i oregano, a kapsułki, mimo że całkiem sporych rozmiarów, dają sie całkiem łatwo połknąć. 

Probiotyki - swego czasu w domowej lodówce leżało kilka pudełek (najczęściej 3)  kapsułek z różnymi szczepami dobrych bakterii. Obecnie lezy tylko jedno opakowanie Lactobacil 5 - kapsułki zawierają 5 róznych odmian korzystnych bakterii w dużych ilościach. Spytajcie w aptece o podobne probiotyki - niektóre poza kilkoma szczepami zawierają też witaminy. Dla pań szczególnie wskazany jest Lactovaginal. Na rynku jest też sporo probiotyków do ssania - bardzo dobry jest BioGaia. Lakcid także wypuścił cała serię zarówno tabletek owocowych, jak i wzbogaconych np. o błonnik. Decydujac sie jednak na tabletki do ssania zawsze czytajcie skład - niektóre są niestety dosładzane nieodpowiednimi dla diety przeciwgrzybiczej słodzikami. Zawsze jest to jednak przyjemna alternatywa, zwłaszcza, że smakuje jak cukierki :) 

Możemy także podokarmiać nasze dobre bakterie dostarczając im jeden z ich ulubionych smakołyków - inulinę. Jest to naturalny prebiotyk, który możemy dodawać np. do zup, jogurtu czy też wody mineralnej. Oczywiscie nie należy przesadzać z ilością. Inulina zawiera sporo cukrów, dlatego niektórzy dietetycy nie polecają jej. Jednak w rozsądnej ilości, i oczywiście po sprawdzeniu jak reaguje nasz organizm, warto spróbować. Podobnie jak ksylitol, który uważam za najlepszy zamiennik cukru, szczególnie wskazany dla walczących z grzybicą. 

Na pewno macie swoje ulubione suplementy. Jeśli zechcecie sie nimi podzielić - zapraszam do komentowania :)

sobota, 11 lipca 2009

Chleb żytni na zakwasie


Pieczywo Wasa jest fajne i wygląda smacznie, gdy nie trzeba go jeść kazdego dnia. Jeśli macie dosyć tektury, to polecam wypiekać własny chleb. Wypiek własnego chleba brzmi nieco przerażająco, ale warto spróbować, bo później nie zechcecie już powrócić do sklepowych wypieków :) Nie wiem ile chlebów nie nadawało się do jedzenia, ale z każdym kolejnym było coraz lepiej. Próbkę swych możliwości prezentuję Wam z dumą ;)

W Internecie znalazłam masę przepisów, jednak dopiero metodą prób i błędów opracowałam swój. Jeśli macie możliwość wzięcia odrobiny zakwasu z piekarni - sprawa bedzie prosta. Zakwasem w proszku nie potrafię sie posługiwać, więc kolejną opcją jest wyhodowanie własnego. 

Zakwas:

Pół kilo mąki żytniej 720, pół litra wody (najlepiej gazowanej) - wymieszać (nie ugniatać) aby masa miała konsystencję gęstej śmietany. Posypać lekko mąką. Odstawić w ciepłe miejsce, aby wyrósł. Nie można przykrywać go szczelnie. Gdy już wyrośnie, bierzemy częśc zakwasu i pakujemy go do miseczki. 

Chlebek:

1. Wziąć ¾ zakwasu do dużej miski, dolać ok. szklanki wody gazowanej i rozrobić do konsystencji rzadkiej śmietany. 
2. Odmierzyć ok. 10 deko mąki pszennej typ 450, mąki żytniej 720 ok. 40 deko, oraz mąki żytniej razowej, typ 2000 ok. 10 – 20 deko i wsypać do rozrobionego zakwasu.
3. Wszystko wymieszać sztywnymi palcami, nie wygniatać!
4. W ok. ¼ szklanki wody rozpuścić ok. łyżki soli, dodać do ciasta i wymieszać. Ciasto powinno mieć konsystencję gęstego ciasta na pierogi. Można dodać słonecznik, dynię, sezam, śliwkę – wg. uznania.
5. Przełożyć do formy i odstawić do wyrośnięcia na ok. 2 godziny, w temp. 28 stopni. Posmarować lekko zimną wodą.
6. Po wyrośnięciu ponownie posmarować wodą i naciąć. Piec ok. 70 min. Sprawdzać patyczkiem, czy chleb nie jest klejący.

Pozostały zakwas rozrobić z wodą i dodać mąki żytniej typ 720, aby powstało ciasto podobne jak na chleb. Poprószyć mąką i odstawić na ok. 30 min. do wyrośnięcia. Schować do lodówki, aby zakwas nie skwaśniał. Do ponownego pieczenia wziąć ok. ½ porcji nowego zakwasu, a pozostałą część rozmnożyć wg. przepisu. 

Jeśli zakwas skwaśnieje, należy go "odmłodzić", czyli ująć odpowiednią ilość, dodać wodę i mąkę i rozrobić tak, jak podałam w przepisie powyżej. Chleb na przekwaszonym zakwasie bedzie miał bardzo grubą i twardą skórkę, a w środku będzie jak glina. 

Do chleba dodaję mąkę pszenną. Chleb lepiej wyrasta i jest mniej kleisty. Jeśli nie tolerujecie mąki pszennej, ze względu na grzybicę, próbujcie na samej żytniej, jednak chlebek będzie nieco "kluchowaty" i ciężki.

Chlebek najlepiej (po wystydzeniu) owinąć bawełnianą ściereczką i włożyć do reklamówki, by nie tracił wilgoci.

Cóż... Życzę powodzenia i smacznego :) 


IG i dieta przeciwgrzybicza

Pewnie nie tylko mnie trafiał szlag, gdy próbowałam znaleźć coś na temat diety w długotrwałej antybiotykoterapii ;) Z pomocą przyszła stronka o grzybicach. Osobiście uważam, ze najlepiej jest zacząć od diety bardzo surowej - później, stopniowo, można sprawdzać, jakie produkty nam nie szkodzą i ile możemy ich zjeść. Niektórzy mogą sobie pozwolić nawet na czekoladę, inni nie. wszystko zależy od naszego organizmu. Opracowana przeze mnie dieta, w skrócie wygląda tak:

  • produkty o jak najniższym IG - niezłe tabelki znajdują sie na tej stronce.
  • pieczywo chrupkie z pełnego ziarna (Wasa żytnia – należy sprawdzić skład, by nie było w nim drożdży i jak najmniej pszenicy), chleb żytni na zakwasie,
  • wędliny i mięsa, ryby i owoce morza – bez panierki, lub w panierce żytniej,
  • czyste zupy, ewentualnie zagęszczone mąką żytnią,
  • nabiał – jajka, jogurty naturalne bez cukru, maślanka (bez owoców), kwaśne mleko, twarożki i sery białe, śmietana, ser kozi i mozarella (mleko i żółty ser nie są polecane, kefir również, gdyż zawiera drożdże),
  • warzywa – wszelkiego rodzaju, zwłaszcza czosnek, cebula i por – w jak największych ilościach. Rośliny strączkowe (groch, fasola, soczewica), kapusta kiszona, ogórki kiszone. Ziemniaki – niektórzy nie tolerują (wysoki IG). Jeśli nie występują objawy grzybicy można jeść także smażone, pieczone, w tym placki ziemniaczane, frytki. Początkowo najlepiej ograniczyć buraki i czerwoną paprykę.
  • zioła i przyprawy – imbir (zwłaszcza świeży), jak najwięcej rzeżuchy, melisa, mięta, rozmaryn, szałwia, tymianek i oregano – szczególnie zalecane. Nie stosować gotowych mieszanek ziołowych, gdyż zawierają cukier.
  • napoje – herbata zielona (pozostałe typy herbat należą do tzw. fermentowanych - oczywiście niektórzy mogą pić bardzo słabo zaparzaną czarną herbatę, ale początkowo lepiej trzymać sie zielonej), kawa zbożowa, soki warzywne,
  • produkty zbożowe – zwłaszcza kasza jaglana, pozostałe kasze. Płatki żytnie, owsiane, otręby, orkisz, mąka z pełnego przemiału. Nie polecam ryżu, gdyż ma wysokie IG i dużo skrobi.
  • tłuszcze - oleje roślinne, smalec,
  • orzechy – wszelkiego rodzaju, zwłaszcza nerkowca, nasiona – słonecznik, dynia, sezam.
  • słodycze – słodziki (z umiarem) zwłaszcza ksylitol. Czekolada dla diabetyków powyżej 70% kakao, także dżemy i innego rodzaju słodycze bezcukrowe – jeśli nie będą występowały po nich objawy grzybicze – dozwolone w niewielkich ilościach. Również owoce (zwłaszcza te z niskim IG), najlepiej sezonowe – w małych ilościach.

Każdy musi opracować własną dietę i obserwować, czy nie pojawiają się objawy grzybicy. Dla łasuchów, którzy nie potrafią obyć się bez słodkości, polecam Ksylitol. Kostka czekolady dla diabetyków (najlepiej gorzka, z dużą zawartoscią kakao), wafelki czy ciastka dla diabetyków (zwłaszcza te z marmoladką, mniam ;)) można próbować wprowadzać stopniowo, w bardzo małych ilościach. Podobnie z bezcukrowymi dżemami, które zawierają dużo fruktozy. Wszystkie produkty dostępne są w supermarketach, w ksylitol zaopatruję się na stronce BogutynMłyn

Przepisy na pyszne dania z listy produktów dozwolonych bedą pojawiały się na blogu najczęściej jak tylko się da. Jesli macie własne pomysły - piszcie, na pewno ktoś skorzysta :)


Under our skin

Polecam wszystkim. Myślałam, że niewiele rzeczy zwiazanych z boreliozą bedzie mnie w stanie zadziwić po tym, co już wiem, ale film robi naprawdę ogromne wrażenie. Jesli ktoś jeszcze nie widział, to proszę o kontakt. 

Herx

Reakcja Jarischa-Herxheimera zachodzi, kiedy z zabitych antybiotykiem bakterii zostaje wydzielona toksyna. Jeśli bakterie wymierają gwałtownie, to organizm nie jest w stanie poradzić sobie z usuwaniem dużej ilości toksyn i zostaje zwyczajnie zatruty. Herx jest zazwyczaj przez wszystkich wyczekiwany, bo to znak, że antybiotyki działają, z drugiej strony są to najgorsze momenty, z jakimi musi zmierzyć się chory podczas terapii. Jeśli występuje reakcja, to znak, że bakterie reagują na zastosowane leki. Po antybiotykach wyczekujemy więc na poprawę, lub na pogorszenie - najgorzej, jeśli nie dzieje się nic. Nie muszę dodawać, że najczęściej występuje pogorszenie i to znaczne...

Jak odróżnić herxa od objawów grzybicy, czy też niepożądanych reakcji na antybiotyki?

Ciężko... Najlepiej prowadzić zeszyt, w którym zapisywana będzie każda zmiana samopoczucia z przybliżonymi godzinami. Herx zazwyczaj objawia się wysoką temperaturą, spadkiem ciśnienia, dreszczami i osłabieniem. Ale występują też wymioty, biegunka, światłowstręt, zawroty głowy, kołatanie serca. Różne osoby mają różne dolegliwości, dlatego ważna jest obserwacja. Jeśli charakterystyczne pogorszenia występują cyklicznie, jeśli istnieje jakaś prawidłowość w ich pojawianiu się, to możecie uznać to za herx. 

Jak sobie radzić z herxem?

Dużo pić! Płyny wypłukują toksyny i organizm szybciej się oczyszcza. Dobra jest zielona herbata, lub zwykła woda z cytryną lub imbirem (oczywiście w odpowiednim odstępie od antybiotyków). Pomagają krótkie (max. 5 minut) gorące kąpiele. Borelioza nie lubi wysokich temperatur, więc szybka kąpiel pomoże unicestwić pozostałe niedobitki (dlatego podczas upałów większość chorych czuje się znacznie gorzej - występuje nasilenie objawów). Wskazane są środki przeciwgorączkowe, gdyż temperatura czasem skacze powyżej czterdziestu kresek. Trzeba jakoś przetrwać - najlepiej odpoczywając. Jeśli ktoś ma trochę siły, to krzyżówki, robótki ręczne, czy jakiekolwiek inne zajęcie pomagające odwrócić nasze myśli od herxa jest bardzo pomocne.

Witajcie!

Blog powstał z myślą o wszystkich tych, którzy zmagają się z boreliozą. Podejrzewam, że wszyscy, którzy tu trafili, wiedzą już coś na temat tej choroby. Jeśli jednak chcielibyście doczytać o chorobie z Lyme, czy też o koinfekcjach, to polecam strony:

W Internecie istnieje wiele stron na temat borelki, jednak informacje na nich zawarte są często sprzeczne. Zwłaszcza jeśli chodzi o diety, to bardzo cieżko znaleźć coś pomocnego. Dlatego postanowiłam uporządkować swoją wiedzę na ten temat i podzielić sie nią z Wami. Na blogu będę zamieszczała sprawdzone przepisy, informacje o suplementach, a także wskazania dietetyczne w antybiotykoterapii.  Mam nadzieję, że pomożecie mi... :) Posty będą opatrzone etykietkami, aby łatwiej było odnaleźć poszczególne działy. 

Jeżli ktoś z Was posiada ciekawe przepisy, zna dobrych lekarzy, lub zwyczajnie chce podzielić się swoimi doświadczeniami - zapraszam.